"Nie kłam, kochanie" - znowu to samo
Film ogląda się jak zlepek przewidywalnych i mało ambitnych scen łączących się w całość. Uderzająca jest sztuczność i nieporadność aktorów odgrywających główne role. Może Marta Żmuda-Trzebiatowska wnosi pewną świeżość, ale Piotr Adamczyk jako Marcin - amant i łamacz kobiecych serc, to jakieś nieporozumienie.